dr inż. Natalia Schmidt-Polończyk
Naukowczyni Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie, adiunktka na Wydziale Inżynierii Lądowej i Gospodarki Zasobami AGH, prezeska Fundacji Odważne w Nauce. Znalazła się na liście 100 Kobiet Roku 2023 Forbes Women, występowała na TEDx, laureatka tytułów Dydaktyk z Pasją AGH i Tutorska Inspiracja Roku, finalistka konkursu Popularyzator Nauki.
Naukowo zajmuje się bezpieczeństwem i ewakuacją w sytuacjach awaryjnych – współautorka pierwszych w Polsce badań ewakuacji ludzi w rzeczywistych tunelach drogowych w warunkach zadymienia. Posiada uprawnienia inspektora pracy BHP, jest tutorką akademicką, trenerką interpersonalną i rzeczniczką nauki.
Na początek proszę, żeby opowiedziała Pani krótko o sobie, o swojej pracy i o tym, dlaczego zgłosiła się Pani do akcji Ambasadorki Równości.
Równość szans w nauce jest dla mnie bardzo ważna. Pracuję w naukach inżynieryjno-technicznych i widzę, że sytuacja kobiet w tej dziedzinie wciąż budzi niepokój. Statystyki są wymowne – im wyższy stopień naukowy, tym mniej kobiet. Doktorek jest ok. 35%, habilitowanych 29%, a profesorek zaledwie 15%.
To pokazuje, że wciąż coś niepokojącego się dzieje – kobiety rezygnują z kariery naukowej albo nie przebijają się na najwyższe stanowiska. Z mojej pracy badawczej i analitycznej wynika, że ogromny wpływ mają tu stereotypy i szkodliwe przekonania o tym, kto „nadaje się” do nauki. Nadal w wyobraźni społecznej naukowcem jest mężczyzna.
Smutne jest też to, że wiedza o polskich badaczkach jest znikoma – poza Marią Skłodowską-Curie mało kto potrafi wymienić inne. Dlatego jednym z moich celów jest popularyzacja nauki i widoczności kobiet w nauce. Zgłosiłam się do programu Ambasadorki Równości, żeby dołożyć swoją cegiełkę do zmiany tej sytuacji.
Jakie działania promujące równość płci podejmuje Pani w swojej instytucji lub środowisku naukowym?
Tych działań jest naprawdę sporo – zarówno w ramach mojej uczelni, jak i poza nią. Działam też w mediach społecznościowych, w ministerstwie nauki (w zespole ds. popularyzacji nauki, działałam też w Radzie ds. Kobiet w Nauce) oraz w ramach własnej Fundacji Odważne w Nauce, którą założyłam kilka lat temu.
Fundacja realizuje dwa flagowe projekty. Pierwszy z nich to „Naukowczynie w szkole” – projekt popularyzujący naukę wśród uczennic klas 6-8. Pokazujemy młodym dziewczynkom kobiety-naukowczynie jako role models, które opowiadają o swojej pasji, o tym, jak wygląda ich praca i jak ważne są pytania i odkrywanie. Badania pokazują, że już jedno godzinne spotkanie z taką mentorką może mieć ogromny wpływ na wybory edukacyjne dziewcząt. W tym roku realizujemy drugą edycję projektu finansowanego przez ministerstwo nauki – wzięło w nim udział już kilkaset uczennic, a do końca roku będzie ich łącznie 1000.
Drugi projekt to #OdważneWNauce – oddolna inicjatywa, którą rozpoczęłam pięć lat temu. Udało się w niej zgromadzić m.in. ponad 300 naukowczyń i popularyzatorek nauki aktywnych w social mediach. To przestrzeń, w której pokazujemy, że jesteśmy, że nauka to także kobiety – z pasją, zaangażowaniem i odwagą.
Poza tym byłam członkinią Rady ds. Kobiet w Nauce przy Ministerstwie Nauki i Szkolnictwa wyższego – współtworzyłyśmy rekomendacje dotyczące zmian systemowych, prawnych i instytucjonalnych na rzecz równości.
Prowadzę również podcast „Bunkier Nauki” oraz cykl „Kobiecy kwadrans naukowy”, w których popularyzuję naukę i pokazuję osiągnięcia kobiet-badaczek. W mediach społecznościowych staram się być też mentorką i wsparciem dla młodszych kobiet w nauce – często dostaję wiadomości od doktorantek czy studentek, które piszą, że moje publikacje lub wystąpienia pomogły im uwierzyć w siebie.
Działam też w programach mentoringowych – m.in. „Dziewczyny do Nauki – Perspektywy Women in Tech”, Mentoring F2F, a także jako mentorka w projektach firmowych. Wspieram młodsze kobiety, które mierzą się z syndromem oszustki, z hejtem, z brakiem pewności siebie. Sama przez to przeszłam – kiedy napisałam doktorat, pierwsza myśl była: „to do niczego się nie nadaje”. Dziś wiem, że takie myśli można oswoić, ale potrzebne jest wsparcie.
Jakie bariery w rozwoju kariery naukowczyń dostrzega Pani w swojej dziedzinie?
Największym problemem są stereotypy, mikro-nierówności i niewidzialne uprzedzenia. Przykład: podczas posiedzenia senatu uczelni do mężczyzny mówi się „panie profesorze”, a do kobiety na tym samym stanowisku – „pani Aniu”. To drobiazg, ale on wpływa na sposób postrzegania kompetencji.
Drugą barierą jest macierzyństwo i brak systemowych rozwiązań wspierających kobiety po powrocie z urlopu. Przydałyby się żłobki, przedszkola przyuczelniane, pokoje do karmienia, a przede wszystkim – zrozumienie, że nauka nie znosi przerw, więc powrót wymaga czasu i wsparcia.
Kolejna kwestia to brak kobiet na stanowiskach kierowniczych. W Polsce tylko 17% rektorek to kobiety. W historii Akademii Górniczo-Hutniczej, z którą jestem związana, nie było jeszcze żadnej rektorki – od 1919 roku!
Nie jestem zwolenniczką rozwiązań siłowych, takich jak obowiązkowe parytety – bo mogą wywołać opór i poczucie, że kobieta „dostała stanowisko, bo musiała”. Ale z drugiej strony – jeśli nie podejmiemy żadnych działań, zmiana nie nastąpi. Potrzebna jest więc przemyślana ewolucja, a nie rewolucja.
Jakie przesłanie przekazałaby Pani młodym kobietom, które dopiero zastanawiają się, czy nauka jest dla nich?
Zacznijcie od znalezienia dobrego promotora lub promotorki – kogoś, z kim naprawdę da się współpracować. Nie zniechęcajcie się, jeśli inni będą narzekać – to nasza narodowa choroba (śmiech).
Jeśli macie w sobie ciekawość świata i potrzebę zadawania pytań, nauka może być dla was idealną ścieżką. To praca twórcza, dająca ogromną satysfakcję.
Pamiętajcie też, że rozwój osobisty jest kluczowy – warto pracować nad pewnością siebie i nie dać się syndromowi oszustki. Pomagajcie sobie nawzajem. Ta siostrzana energia ma ogromną moc. Sama poznałam mnóstwo fantastycznych naukowczyń dzięki mediom społecznościowym – wspieramy się, współpracujemy, wymieniamy doświadczeniami.
Budujmy społeczność kobiet w nauce, które wzajemnie się inspirują i wspierają. Nie ma już miejsca na „syndrom królowej pszczół”. Teraz czas na współpracę.
Czy jest naukowczyni, która szczególnie Panią inspirowała?
Nie potrafię wskazać jednej, bo inspirują mnie kobiety, które przecierały szlaki – te, które 100 czy 150 lat temu musiały walczyć o prawo do studiowania. Podziwiam naukowczynie, które mimo dyskryminacji, efektu Matyldy i pomijania ich w nagrodach Nobla, nie rezygnowały z badań.
Fascynują mnie takie postacie jak Rosalind Franklin, Cecilia Payne-Gaposchkin, Margaret Ann Bulkley (znana jako James Barry) – kobieta, która musiała udawać mężczyznę, by móc studiować medycynę i przeprowadziła pierwsze udane cesarskie cięcie w Afryce. Podziwiam Verę Rubin – odkrywczynię ciemnej materii, za jej determinację i wspieranie kobiet w nauce. Nie mogę nie wspomnieć o Emmy Noether – matematyczce, która odkryła jedno z najważniejszych twierdzeń w historii fizyki, a o której historia zapomniała. Ogromny szacunek mam też dla Kazimiery Bujwidowej, która otworzyła drogę kobietom na studia w Polsce. Dzięki niej dziś możemy być w nauce obecne.
Chciałabym kontynuować ich dzieło – dokładając własną cegiełkę do świata nauki, który jest bardziej sprawiedliwy, otwarty i różnorodny.